środa, 16 października 2013

Sen




Sen.
Miałam piękny sen. W jednej i tej samej chwili absolutnie wszyscy polscy politycy zeszli z tego świata. Pozostała po nich przestrzeń publiczna wymagająca ponownego zagospodarowania. I tu na moment zapanowała społeczna konsternacja. Ludzie przyzwyczajeni do wiecznego szczekania na siebie zwaśnionych partii z oszołomieniem obserwowali budynek Sejmu. Po raz pierwszy odkąd go tam postawiono panowała błoga cisza. Nie podjeżdżały z piskiem opon rządowe limuzyny, przy wejściu nie kłębił się tłum dziennikarzy ze stronniczych mediów. Po cóż mieliby tam być, skoro zabrakło na świecie polityków, którym tak wiernie służyli? Nie ma pana, służba może się rozejść. I tak stali obywatele naszego pięknego kraju przed budynkiem Sejmu i z narastającym zdumieniem obserwowali cud. Z fasady budynku, powoli, w niezwykłej ciszy osunęła się płachta cyrkowego namiotu a spod niej wyłonił się dostojny, biały budynek. Widok był tak niezwykły, że część zgromadzonych zasłoniła oczy chroniąc je przed rażącą bielą. Znalazło się jednak kilku mądrych, którzy zasłonili oczy okularami przeciwsłonecznymi i podeszli do opuszczonego budynku.
- Coś chyba musimy zrobić z tym fantem – odezwał się pewien profesor historii.
- Sprawa zdecydowanie wymaga podjęcia konkretnych działań – potwierdził doktor filologii rosyjskiej.
Reszta osób w ciemnych okularach pokiwała zgodnie głowami. A była tam profesor fizyki, kilku lekarzy, profesor matematyki, technolog żywienia, paru literatów i inni przedstawiciele polskiej inteligencji. Cała grupa ostrożnie weszła do budynku Sejmu i rozejrzała się po pustej auli.
- I co dalej? – zapytała jedna z literatek.
- Uważam, że powinniśmy rozejrzeć się za jakimiś instrukcjami – odparła profesor fizyki.
- A Konstytucja? – wtrącił się matematyk.
- W naszej sytuacji zbyt ogólnikowa – zaprotestowała profesor fizyki.
- Koleżanka ma słuszność. Najlepiej będzie, jeśli się rozdzielimy i przeszukamy gabinety – poparło ideę kilka osób.
Nie minęło wiele czasu i grupa spotkała się ponownie. Tym razem w ogromnej sali obrad. Niektórzy trzymali stosy zadrukowanych kartek.
- Nie znaleźliśmy nic sensownego – powiedział zdyszany profesor historii. – Tylko to – dodał i położył swój stos kartek na mównicy.
- A cóż to takiego? – zainteresowała się doktor biologii.
- A to, droga koleżanko jest program wyborczy PIS-u.
- Ja mam program PSL – dodała jedna z literatek kładąc swój plik kartek obok zdobyczy historyka.
Wkrótce okazało się, że grupa zgromadziła programy wyborcze prawie wszystkich należących do sejmu partii politycznych. Uczeni podzielili między siebie kartki i zaczęli ich studiowanie. Po półgodzinie jeden z matematyków westchnął głęboko i oderwał oczy od lektury.
- Nic z tego nie rozumiem – przyznał zrezygnowanym głosem. – Przeczytałem ponad pięćdziesiąt stron z ponad dwustu pięćdziesięciu i nie wiem co autor miał na myśli. – Może koleżanka by pomogła? – zwrócił się  błagalnym tonem do jednej z literatek.
I ulitowała się literatka nad biednym profesorem matematyki. Jej, przebrnięcie przez owych pięćdziesiąt stron zajęło kwadrans. Teraz siedziała ze zmarszczonym czołem i pukała paznokciami w biurko protokolantki.
- Tu nie żadnych informacji jak kierować państwem – odparła w końcu. – Tu są tylko gorzkie żale, jak PO źle traktowało prezydenta Kaczyńskiego, nie dawało mu samolotu na delegacje i blokowało inicjatywy. Jest też trochę o krzyżu przed Pałacem Prezydenckim.
- A o brzozach? – zainteresował się nagle profesor biologii.
- Nieważne – uciął doktor filologii rosyjskiej. – Czytajmy dalej, może coś znajdziemy.
Kilkanaście głów pochyliło się zgodnie nad maszynopisem.
- Czekajcie, coś jest – przerwała ciszę literatka. – Prezydent ma skupiać władzę w swoich rękach i może w skuteczny sposób blokować decyzje sejmu.
- Coś mi to przypomina – zamyślił się jeden z lekarzy.
- Może Cezara drogi kolego? – podsunął usłużnie profesor historii.
- O! Chcą promować polski przemysł. Coś tu jest o pozostawienie majątku w polskich rękach – ucieszyła się nagle literatka.
- A to jeszcze coś zostało w polskich rękach? – zdumiała się profesor fizyki.
- No tak – literatka wyraźnie przygasła. – Tu mam coś o masowej informatyzacji urzędów.
- U nas w szpitalu jest kilka komputerów. Prawdę mówiąc bardziej by się przydały nowe łóżka – wtrącił się niezupełnie na temat jeden z lekarzy.
- Widzę, że chcą stanowczego egzekwowania opłat za abonament telewizyjny, rewolucji w szkolnictwie.
- Jakiej rewolucji? – złapał się za głowę profesor biologii.
- Podstawówka ma trwać trzy lata, gimnazjum pięć i szkoła średnia cztery.
Znaczna część zgromadzonych miała większą lub mniejszą styczność z edukacją, więc po kolejnych rewelacjach literatki zapadła grobowa cisza.
- No i jeszcze całkowity zakaz aborcji i in vitro – dodała szeptem literatka.
Profesor biologii tylko podrapał się z zakłopotaniem po głowie a reszta powiodła po sobie wyrażającym niemoc wzrokiem.
- Jest jeszcze coś? – zapytał ostrożnie matematyk.
- W dużym skrócie mówiąc o wydatkach budżetu napisano, że nie mogą pogłębiać długu publicznego.
- Też coś! – parsknął matematyk – To już dzieci w pierwszej klasie wiedzą, że jak się ma dziesięć złotych to można wydać maksymalnie dziesięć złotych.
- To już wszystko? – wtrąciła się profesor fizyki.
- A reszta to już sama kiełbasa wyborcza – odparła literatka.
- Nie będę się nawet pytał o jej skład – szepnął bardziej do siebie technolog żywienia.
- Drodzy koledzy – chrząknął jeden z lekarzy. – Nie traćmy czasu. Bierzmy się za kolejny dokument. Może ten  czerwoną okładką? – podsunął literatce manuskrypt z wytłoczonym napisem SLD.
Literatka ponownie zagłębiła się w lekturze. Umiała czytać naprawdę szybko, więc po kilkunastu minutach dotarła do połowy dokumentu.
- Matko! Kto to pisał! – zapytała retorycznie a widząc zaciekawione spojrzenia kolegów westchnęła ciężko i wskazała palcem na czerwony dokument. – Wychodzi na to, że socjalizm jest jedyną słuszną drogą a do tego te postulaty są … nie umiem tego klarownie wyjaśnić….
- Na mnie proszę nie patrzeć! – zastrzegł się od razu doktor filologii rosyjskiej. – Ja również nie umiem tego wyjaśnić. Nawet nie chcę!
- Proszę kontynuować koleżanko – zachęcił ją profesor biologii z krzepiącym uśmiechem.
- … poprawność polityczna, usankcjonowanie kar za „mowę nienawiści”, otwarte ramiona dla imigrantów wszelkiej maści. Mam wymieniać dalej?
- Nie trzeba – szepnął profesor historii. – Ciekawa sprawa. Nie wyszło im z cenzurą to teraz będą  nakładać kary za mówienie rzeczy niezgodnych z oficjalną linią? Toż to to samo, tylko pod  inna nazwą.
- A swoją drogą, nie wiem czy drogie koleżanki i koledzy wiedzą jak łatwo zostać w naszym kraju imigrantem ze statusem uchodźcy i dożywotnim dofinansowaniem od państwa – roześmiał się ponuro lekarz. – Przepisy są tak dziurawe, że za prześladowanie można uznać nieomal wygnanie delikwenta przez szamana z wioski. A potem na każdego członka wieloletniej rodziny takiego uchodźcy płacimy po około 1000 zł. Czyli jeśli rodzina liczy ośmiu członków to …
- Ile? – krzyknął zszokowany matematyk – Moja żona pracowała na pół etatu, jej dochód nie osiągał najniższej krajowej, jak się jej firma pozbyła to usłyszała, że zasiłek dla bezrobotnych jej się nie należy. To jest chore!
- Chodzi o załatanie dziury wynikającej z niżu demograficznego, więc państwo wita imigrantów z otwartymi ramionami – wyjaśniła profesor fizyki.
- A nie lepiej by było te pieniądze przeznaczyć na pomoc polskim rodzinom i na poprawę sytuacji polskich matek? Przedszkola dofinansować może? Znieść VAT na ubrania dla dzieci? Z resztą natura uporałaby się sama – skwitował biolog.
Wszyscy zgromadzeni pokiwali z aprobatą głowami.
- Myślę, że to może być pierwszy przepis naszego nowego prawa – powiedziała nieśmiało literatka.
Reszta jej kolegów i koleżanek przyjęła pomysł entuzjastycznie.
- Nie ma sensu tracić czasu – powiedział historyk bezceremonialnie zwalając stosy kartek na podłogę – piszemy!
- A może jeszcze na wszelki wypadek zapoznamy się ze składem …, to jest z zawartością programu PO? – zasugerował technolog żywienia.
- Nie znaleźliśmy – wyjaśnił lekarz. – Nawet na stronie internetowej nie ma spójnego programu. Są jakieś uchwały statuty, ale do programu nie udało nam się dotrzeć.
- Ciekawe dlaczego? – zainteresowała się profesor fizyki.
- A to proste przecież – roześmiał się ponuro historyk. – Przecież nic by się tam nie pokrywało z obecnymi realiami. Miały być obniżone podatki a są podniesione, miał być podatek liniowy a oczywiście nie ma…
- Nie traćmy więc czasu, panie profesorze, i po raz pierwszy w historii tego budynku zajmijmy się rzetelną pracą – podsumował złośliwe profesor biologii.
- Jakieś pomysły na nazwę naszego ugrupowania? – zapytała tymczasem literatka.
- FRAKCJA NORMALNYCH – odparł wyjątkowo zgodnie chór głosów.
I to właściwie tyle. Potem się obudziłam z tego pięknego snu i teraz siedzę spoglądając na instrukcję obsługi mojego telewizora. Jest jedna i spełnia swoją funkcję.
A jak może prawidłowo działać coś do czego jest kilka wzajemnie wykluczających się instrukcji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz