Sen.
Miałam piękny sen. W jednej i tej
samej chwili absolutnie wszyscy polscy politycy zeszli z tego świata. Pozostała
po nich przestrzeń publiczna wymagająca ponownego zagospodarowania. I tu na
moment zapanowała społeczna konsternacja. Ludzie przyzwyczajeni do wiecznego
szczekania na siebie zwaśnionych partii z oszołomieniem obserwowali budynek
Sejmu. Po raz pierwszy odkąd go tam postawiono panowała błoga cisza. Nie
podjeżdżały z piskiem opon rządowe limuzyny, przy wejściu nie kłębił się tłum
dziennikarzy ze stronniczych mediów. Po cóż mieliby tam być, skoro zabrakło na świecie
polityków, którym tak wiernie służyli? Nie ma pana, służba może się rozejść. I
tak stali obywatele naszego pięknego kraju przed budynkiem Sejmu i z
narastającym zdumieniem obserwowali cud. Z fasady budynku, powoli, w niezwykłej
ciszy osunęła się płachta cyrkowego namiotu a spod niej wyłonił się dostojny,
biały budynek. Widok był tak niezwykły, że część zgromadzonych zasłoniła oczy chroniąc
je przed rażącą bielą. Znalazło się jednak kilku mądrych, którzy zasłonili oczy
okularami przeciwsłonecznymi i podeszli do opuszczonego budynku.
- Coś chyba musimy zrobić z tym
fantem – odezwał się pewien profesor historii.
- Sprawa zdecydowanie wymaga
podjęcia konkretnych działań – potwierdził doktor filologii rosyjskiej.
Reszta osób w ciemnych okularach
pokiwała zgodnie głowami. A była tam profesor fizyki, kilku lekarzy, profesor
matematyki, technolog żywienia, paru literatów i inni przedstawiciele polskiej
inteligencji. Cała grupa ostrożnie weszła do budynku Sejmu i rozejrzała się po
pustej auli.
- I co dalej? – zapytała jedna z
literatek.
- Uważam, że powinniśmy rozejrzeć
się za jakimiś instrukcjami – odparła profesor fizyki.
- A Konstytucja? – wtrącił się
matematyk.
- W naszej sytuacji zbyt ogólnikowa
– zaprotestowała profesor fizyki.
- Koleżanka ma słuszność.
Najlepiej będzie, jeśli się rozdzielimy i przeszukamy gabinety – poparło ideę
kilka osób.
Nie minęło wiele czasu i grupa
spotkała się ponownie. Tym razem w ogromnej sali obrad. Niektórzy trzymali
stosy zadrukowanych kartek.
- Nie znaleźliśmy nic sensownego –
powiedział zdyszany profesor historii. – Tylko to – dodał i położył swój stos
kartek na mównicy.
- A cóż to takiego? –
zainteresowała się doktor biologii.
- A to, droga koleżanko jest
program wyborczy PIS-u.
- Ja mam program PSL – dodała jedna
z literatek kładąc swój plik kartek obok zdobyczy historyka.
Wkrótce okazało się, że grupa
zgromadziła programy wyborcze prawie wszystkich należących do sejmu partii
politycznych. Uczeni podzielili między siebie kartki i zaczęli ich studiowanie.
Po półgodzinie jeden z matematyków westchnął głęboko i oderwał oczy od lektury.
- Nic z tego nie rozumiem –
przyznał zrezygnowanym głosem. – Przeczytałem ponad pięćdziesiąt stron z ponad
dwustu pięćdziesięciu i nie wiem co autor miał na myśli. – Może koleżanka by
pomogła? – zwrócił się błagalnym tonem do
jednej z literatek.
I ulitowała się literatka nad
biednym profesorem matematyki. Jej, przebrnięcie przez owych pięćdziesiąt stron
zajęło kwadrans. Teraz siedziała ze zmarszczonym czołem i pukała paznokciami w biurko
protokolantki.
- Tu nie żadnych informacji jak
kierować państwem – odparła w końcu. – Tu są tylko gorzkie żale, jak PO źle
traktowało prezydenta Kaczyńskiego, nie dawało mu samolotu na delegacje i
blokowało inicjatywy. Jest też trochę o krzyżu przed Pałacem Prezydenckim.
- A o brzozach? – zainteresował się
nagle profesor biologii.
- Nieważne – uciął doktor
filologii rosyjskiej. – Czytajmy dalej, może coś znajdziemy.
Kilkanaście głów pochyliło się
zgodnie nad maszynopisem.
- Czekajcie, coś jest – przerwała
ciszę literatka. – Prezydent ma skupiać władzę w swoich rękach i może w
skuteczny sposób blokować decyzje sejmu.
- Coś mi to przypomina – zamyślił
się jeden z lekarzy.
- Może Cezara drogi kolego? –
podsunął usłużnie profesor historii.
- O! Chcą promować polski
przemysł. Coś tu jest o pozostawienie majątku w polskich rękach – ucieszyła się
nagle literatka.
- A to jeszcze coś zostało w
polskich rękach? – zdumiała się profesor fizyki.
- No tak – literatka wyraźnie
przygasła. – Tu mam coś o masowej informatyzacji urzędów.
- U nas w szpitalu jest kilka
komputerów. Prawdę mówiąc bardziej by się przydały nowe łóżka – wtrącił się
niezupełnie na temat jeden z lekarzy.
- Widzę, że chcą stanowczego egzekwowania opłat za abonament
telewizyjny, rewolucji w szkolnictwie.
- Jakiej rewolucji? – złapał się
za głowę profesor biologii.
- Podstawówka ma trwać trzy lata,
gimnazjum pięć i szkoła średnia cztery.
Znaczna część zgromadzonych miała
większą lub mniejszą styczność z edukacją, więc po kolejnych rewelacjach
literatki zapadła grobowa cisza.
- No i jeszcze całkowity zakaz
aborcji i in vitro – dodała szeptem literatka.
Profesor biologii tylko podrapał
się z zakłopotaniem po głowie a reszta powiodła po sobie wyrażającym niemoc
wzrokiem.
- Jest jeszcze coś? – zapytał ostrożnie
matematyk.
- W dużym skrócie mówiąc o
wydatkach budżetu napisano, że nie mogą pogłębiać długu publicznego.
- Też coś! – parsknął matematyk –
To już dzieci w pierwszej klasie wiedzą, że jak się ma dziesięć złotych to
można wydać maksymalnie dziesięć złotych.
- To już wszystko? – wtrąciła się
profesor fizyki.
- A reszta to już sama kiełbasa
wyborcza – odparła literatka.
- Nie będę się nawet pytał o jej
skład – szepnął bardziej do siebie technolog żywienia.
- Drodzy koledzy – chrząknął jeden
z lekarzy. – Nie traćmy czasu. Bierzmy się za kolejny dokument. Może ten czerwoną okładką? – podsunął literatce manuskrypt
z wytłoczonym napisem SLD.
Literatka ponownie zagłębiła się
w lekturze. Umiała czytać naprawdę szybko, więc po kilkunastu minutach dotarła
do połowy dokumentu.
- Matko! Kto to pisał! – zapytała
retorycznie a widząc zaciekawione spojrzenia kolegów westchnęła ciężko i
wskazała palcem na czerwony dokument. – Wychodzi na to, że socjalizm jest
jedyną słuszną drogą a do tego te postulaty są … nie umiem tego klarownie
wyjaśnić….
- Na mnie proszę nie patrzeć! –
zastrzegł się od razu doktor filologii rosyjskiej. – Ja również nie umiem tego
wyjaśnić. Nawet nie chcę!
- Proszę kontynuować koleżanko –
zachęcił ją profesor biologii z krzepiącym uśmiechem.
- … poprawność polityczna,
usankcjonowanie kar za „mowę nienawiści”, otwarte ramiona dla imigrantów
wszelkiej maści. Mam wymieniać dalej?
- Nie trzeba – szepnął profesor
historii. – Ciekawa sprawa. Nie wyszło im z cenzurą to teraz będą nakładać
kary za mówienie rzeczy niezgodnych z oficjalną linią? Toż to to samo, tylko
pod inna nazwą.
- A swoją drogą, nie wiem czy
drogie koleżanki i koledzy wiedzą jak łatwo zostać w naszym kraju imigrantem ze
statusem uchodźcy i dożywotnim dofinansowaniem od państwa – roześmiał się
ponuro lekarz. – Przepisy są tak dziurawe, że za prześladowanie można uznać
nieomal wygnanie delikwenta przez szamana z wioski. A potem na każdego członka
wieloletniej rodziny takiego uchodźcy płacimy po około 1000 zł. Czyli jeśli
rodzina liczy ośmiu członków to …
- Ile? – krzyknął zszokowany matematyk
– Moja żona pracowała na pół etatu, jej dochód nie osiągał najniższej krajowej,
jak się jej firma pozbyła to usłyszała, że zasiłek dla bezrobotnych jej się nie
należy. To jest chore!
- Chodzi o załatanie dziury
wynikającej z niżu demograficznego, więc państwo wita imigrantów z otwartymi
ramionami – wyjaśniła profesor fizyki.
- A nie lepiej by było te
pieniądze przeznaczyć na pomoc polskim rodzinom i na poprawę sytuacji polskich matek? Przedszkola dofinansować może? Znieść VAT na ubrania dla dzieci? Z
resztą natura uporałaby się sama – skwitował biolog.
Wszyscy zgromadzeni pokiwali z
aprobatą głowami.
- Myślę, że to może być pierwszy
przepis naszego nowego prawa – powiedziała nieśmiało literatka.
Reszta jej kolegów i koleżanek
przyjęła pomysł entuzjastycznie.
- Nie ma sensu tracić czasu –
powiedział historyk bezceremonialnie zwalając stosy kartek na podłogę –
piszemy!
- A może jeszcze na wszelki
wypadek zapoznamy się ze składem …, to jest z zawartością programu PO? –
zasugerował technolog żywienia.
- Nie znaleźliśmy – wyjaśnił lekarz.
– Nawet na stronie internetowej nie ma spójnego programu. Są jakieś uchwały statuty,
ale do programu nie udało nam się dotrzeć.
- Ciekawe dlaczego? –
zainteresowała się profesor fizyki.
- A to proste przecież –
roześmiał się ponuro historyk. – Przecież nic by się tam nie pokrywało z
obecnymi realiami. Miały być obniżone podatki a są podniesione, miał być podatek
liniowy a oczywiście nie ma…
- Nie traćmy więc czasu, panie
profesorze, i po raz pierwszy w historii tego budynku zajmijmy się rzetelną
pracą – podsumował złośliwe profesor biologii.
- Jakieś pomysły na nazwę naszego
ugrupowania? – zapytała tymczasem literatka.
- FRAKCJA NORMALNYCH – odparł wyjątkowo
zgodnie chór głosów.
I to właściwie tyle. Potem się
obudziłam z tego pięknego snu i teraz siedzę spoglądając na instrukcję obsługi
mojego telewizora. Jest jedna i spełnia swoją funkcję.
A jak może prawidłowo działać coś
do czego jest kilka wzajemnie wykluczających się instrukcji?