To było
pewne. Modny ostatnimi czasy wampiryzm w różowej wersji z pomponikami na
pelerynkach i z omdlewającymi z miłości do krwiopijców dziewczętami musiał, po
prostu musiał doczekać się parodii. I chwała opatrzności, że padło na Andrzeja
Pilipiuka, którego nazwisko na okładce z reguły gwarantuje doskonałą
jakość książki.
Akcja
powieści rozgrywa się w Warszawie, głównie na Pradze (tuż obok słynnego bazaru
zwanego Różycem) - dzielnicy jedynej w swoim rodzaju i z wyjątkowymi
mieszkańcami. Fakt, większość stanowi tu drobna inicjatywa złodziejska
okraszona najprawdziwszymi praskimi zakapiorami spod ciemnej gwiazdy, ale to
solidarna grupa, w której słowo honoru warte jest więcej od życia. Często
cudzego, rzecz jasna. Już tylko to gwarantuje niezwykle barwne tło dla
opisywanych zdarzeń, a jeśli dodatkowo autor osadza je w głębokiej komunie, to
jest pewne, że będzie się działo!
Co może
począć wampir złapany w pułapkę ustroju socjalistycznego? Uciekać? No ba! Tylko
dokąd, do bratniej Bułgarii? Spokojnie możemy jednak założyć, że bez paszportu,
owej przepustki do innego świata, nic z tego nie wyjdzie. Cóż więc zostaje?
Najrozsądniej wtopić się w brać robotniczą i wraz z nią wyśpiewywać
„Międzynarodówkę”, jakoś sobie radząc i schodząc z oczu tajniakom. A swoje
sprawy, jeśli tylko się uda, załatwiać między swoimi.
W takich
okolicznościach natury budzi się po malowniczej śmierci Gosia. Nastolatka
beznadziejnie zakochana w Limahlu w normalnym życiu nie różniła się niczym
specjalnym od reszty dziewczyn dorastających w tych siermiężnych czasach. Za to
po śmierci – już zdecydowanie tak. Dość powiedzieć, że otrzymany w niejasnych
okolicznościach gen wampiryzmu i sceneria przebudzenia dezorientują dziewczę i
pozbawiają racjonalności myślenia. Na szczęście pojawia się ślusarz Marek,
wyciąga niebogę z opresji i wprowadza do światka warszawskich krwiopijców. A to
oczywiście dopiero początek.
Naszym
socjalistycznym wampirom przyjdzie się zmierzyć z ograniczeniami socjalizmu,
zamienić pelerynę na waciak, na nogi wzuć relaksy i czekać z nadzieją na lepsze
czasy. Takie, w których krew obywateli straci paskudny posmak sprzedawanej na
kartki żywności.
Pilipiukowi
udało się stworzyć rzecz niezwykle zabawną i pełną inteligentnej ironii. Akcja,
co koniecznie należy podkreślić, rozkręca się błyskawicznie i z każdą stroną
wchodzi na coraz wyższe obroty. Dialogi na pograniczu farsy przyprawiają o
niekontrolowany chichot, a całkiem jawne i celowo złośliwe nawiązania do gangu
Cullenów zza oceanu – o spazmy śmiechu. Świetna rzecz, którą można z pełną
odpowiedzialnością polecić. A pierwsze słowa „Międzynarodówki”: „Wyklęty
powstań ludu ziemi, powstańcie, których dręczy głód” nabierają po lekturze
kompletnie nowego znaczenia.
Andrzej Pilipiuk
Wampir z M-3
Fabryka Słów 2011
Stron: 336
Cena: 33 zł