Całkiem
niedawno człowiek stawiający tezę, że być może nie jesteśmy we wszechświecie
sami, był postrzegany jako jednostka obłąkana ze wskazaniem do dłuższego
odpoczynku w szpitalu dla czubków. Racjonalizm starego typu musiał się jednak
nieco zdewaluować w zderzeniu z masą hipotez opierających się na rachunku
prawdopodobieństwa i wzorze Drake’a. O ile w pierwszym przypadku wystarczy
zdrowy chłopski rozum, który z pewnością pojmie, że nieskończoność wszechświata
i mnogość układów gwiezdnych musi gwarantować pewną różnorodność życia
organicznego, o tyle ów wzór niesie wyłącznie szereg niewiadomych. A
niewiadome, podstawiane nawet do najbardziej rzetelnego wzoru, z pewnością nie
dadzą konkretnych liczb wyjaśniających, ile tętniących życiem planet tak
naprawdę czeka na odkrycie. Dobrze jednak wiedzieć, że przynajmniej nie
stwierdza się już kategorycznie, że ich liczba jest równa zeru. Czy naprawdę
nie jesteśmy sami? Czy też raczej poza ziemską atmosferą rozciąga się wyłącznie
Silentium Universi?
Takie
pytanie zadaje sobie także Dariusz Domagalski w swojej najnowszej powieści,
którą śmiało możemy zaliczyć do nurtu hard SF, czy, jak kto woli,
fantastyki naukowej. Sporo tu przemyśleń natury filozoficznej oraz dość
oszczędnej w opisach, ale zdecydowanie wiarygodnej wizji Ziemi w niedalekiej
przyszłości. Jeśli dodamy do tego nieźle nakreśloną sytuację polityczną i
podszyte starożytnymi proroctwami intrygi Watykanu, to możemy mówić o
arcyciekawym projekcie.
Punktem
wyjścia akcji jest rok 2055. Ziemia jest przeludniona, choć politycznie
względnie stabilna. Nawet wyrastające jak grzyby po deszczu groźne sekty
religijne zostały w większości zduszone dzięki radykalnym decyzjom Watykanu.
Loty na Księżyc są codziennością a w tamtejszej bazie budowany jest niezwykle
zaawansowany technologicznie statek kosmiczny Marek Aureliusz. Grupa
polityków w porozumieniu z naukowcami forsuje projekt wyprawy kosmicznej w
kierunku układu gwiezdnego Alfa Centauri, w którym ma się znajdować planeta o
cechach podobnych do Ziemi. W opozycji stoi Watykan, dysponujący proroctwami z
ksiąg sybillińskich. Według ostatniej, ściśle tajnej przepowiedni, na której
księga wymownie się kończy, wyprawa w stronę Nowej Ziemi uruchomi siły zdolne
zniszczyć nasz błękitny glob. Podobnymi informacjami dysponuje posiadająca
niezwykle wpływowych członków sekta czcząca szatana. Co zrozumiałe, oba
stronnictwa są głęboko zainteresowane umieszczeniem swoich szpiegów w
ekspedycji naukowej, mającej na celu zbadanie tajników układu Alfa Centauri.
Dalej zaś
rozpościera się już tylko kosmos, obarczający psychikę ośmiorga astronautów
uczuciem wyobcowania spotęgowanego świadomością dylatacji czasu. Co z tego, że
na statku miną zaledwie trzy lata, skoro jednocześnie upłynie ziemska dekada?
To oraz polityczna intryga sprawią, że przeżycia podróżników do łatwych należeć
nie będą.
I
właściwie tu powinnam zawiesić znacząco głos, zostawiając przyszłego czytelnika
Silentium Universi w stanie gorączkowego oczekiwania na ucztę obcowania
z prozą Domagalskiego. Mogłabym, ale parę spraw wymaga dość obcesowego
komentarza. Po pierwsze i wbrew pozorom najważniejsze – okładka i jej
ilustracja. Nie twierdzę, że zła. O nie. Jest bardzo fajna i przykuwa uwagę.
Problem polega na tym, że jest… spoilerem! Gigantycznym spoilerem. A do tego
opis z tyłu, nie odpowiadający treści książki. Ja rozumiem, że chodzi o
skłonienie czytelnika do zakupu powieści, a do dyspozycji jest ledwie kilka
linijek, które muszą zelektryzować i zaintrygować, ale na miłość boską! Skoro
komentarz informuje, że Ziemianie muszą szukać nowego domu, ponieważ ich
dotychczasowy glob jest kompletnie wyjałowiony, to czytelnik jest
skłonny osadzić akcję na rozprutej wojną nuklearną pustyni Gobi, a nie na
kwitnącej naukowo i politycznie planecie, z którą de facto mamy tu do czynienia.
Dopełniając marudny komentarz techniczny, muszę też wspomnieć o sprawach
korektorsko-redaktorskich. W tej sferze piątka z plusem. Moje czujne oko nie
namierzyło nawet najdrobniejszej literówki, co zdecydowanie jest w ostatnich
czasach ewenementem zasługującym na gromkie brawa.
I
wreszcie – subiektywny odbiór autorskiego wysiłku. Czyta się fajnie. Jeśli
potencjalny czytelnik jest entuzjastą przyszłości, podróży kosmicznych i
wszelkich scenariuszy z gatunku „co by było, gdyby”, to właśnie w tej chwili
powinien pędzić do księgarni po pachnący farbą drukarską egzemplarz Silentium
Universi i może mieć pewność, że całkiem nieźle ulokował te trzy dychy z
okładem. Jest frajda z czytania, choć uprzedzam, że zakończenie nie każdego
usatysfakcjonuje. Ja odczuwam pewien niedosyt. Autor tak mocno skupił się na
logice podróży kosmicznej, że trochę osierocił swoich bohaterów i ich
przeżycia. Dialogi są momentami drewniane i prowadzone wyłącznie w celu
przedstawienia faktów naukowych. Czasem zgrzyta, nie da się ukryć. Ogólnie
jednak jest dobrze. By nie powiedzieć, że bardzo dobrze.
Dariusz
Domagalski
Silentium
Universi
Fabryka Słów 2012
Stron: 359
Cena: 34,90